Znowu jesteś posępny Sherlocku, jak pogoda za oknem.
- Mylisz się, Watsonie. Pracuję nad problemem metafizycznym.
Oblicze wielkiego detektywa nie zdradzało rzeczywiście żadnych emocji, jak zwykle zresztą. Zaduma mogła być posępna, albo nie, ale mózgownica cały czas pracuje.
- A cóż to za problem, ostatnią zagadkę rozwiązałeś tak błyskotliwie, że jeszcze nie do końca rozumiem, jak to wszystko przebiegało, mógłbyś trochę odpocząć.
- Właśnie to robię. W ramach rozrywki rozważam problem metafizyczny, a właściwie ekonomiczny.
- Znowu rozbudziłeś moją ciekawość, Sherlocku. Filozofia ekonomii?
- Można tak powiedzieć. Zastanawiam się, dlaczego nie ma nic za darmo, jakie prawo tym rządzi...
- I doszedłeś do jakichś wniosków?
- Wstępnie tak Watsonie. Nie ma nic za darmo, bo tak działa prawo zachowania masy, czyli kasy. Jeśli gdzieś się pojawia, to musi skądś pochodzić, bo przecież nie znika. Dlatego nie ma nic za darmo.
- Rozumiem. To elementarne, jak powiadasz, tylko dlaczego wszyscy wierzą w obietnice bez pokrycia?
- Bo nie myślą. A zresztą chcą wierzyć, że jest coś za darmo, bo tak jest im lżej. To elementarne.
Olsen ucieka do ciotki Makreli
Dlaczego Olsen wpycha Polskę do eurostrefy na siłę? Bo ucieka pod skrzydła Makreli. To celne wyjaśnienie, ale zupełnie od rzeczy. Co prawda podnoszą się głosy, że w ten sposób gwarantuje sobie nietykalność po spapranym zamachu stanu z 2010, pod skrzydłami swej teutońskiej mentorki Makreli, ale nie uważam ich za trafne. Prawdziwą nietykalność można uzyskać dopiero na stanowisku władzy realnej, czyli tam, gdzie decydują się jakieś poważne sprawy, a na to cwaniaczek który Ma Tole i za to wsadza kibiców do więzienia, jest zwyczajnie za krótki. Olsen może sprzedać swoich kumpli, może sprzedać całe osiedle, albo być dozorcą na plantacji zwanej euroregionem, choć to ostatnie to raczej zarezerwowane dla Grasia, który cieciowanie ma opanowane do perfekcji. Do prawdziwych stanowisk, poza tytularnymi, ozdobnymi, to geniusz powszechnego złodziejstwa na każdym kroku pod wezwaniem Ambergold Ma Tole całkowicie się nie nadaje. Hipoteza ucieczki zatem odpada.
Olsen ratuje Polskę przed bankructwem
Razem z ministrem finansów Wzrostowskim, geniuszem księgowości od którego nie wolno pod żadnym pozorem kupować samochodu, ani umawiać się z jego córką, Olsen wciąga opierającą sie Polskę do eurostrefy, bo taka bidna jest i budżet w tym roku się zawali już na przełomie I i II kwartału, takie banialuki Wzrostowski w nim powypisywał. Wszyscy to wiedzą, więc wie i Olsen, powiedzieli mu w warzywniaku na osiedlu, więc musi ratować skórę w euro. Jak wciągnie Polskę na kolanach, rzutem na taśmę, to helmuty dadzą kredyty na niższy procent i Wzrostowski brakujące dopożyczy, jak do tej pory, tylko na niższy procent, więc całą górę długu państwowego tysiąca miliardów [oficjalnie], albo raczej dwóch tysięcy miliardów [realnie] - jeśli wiesz co to miliard, Wzrostowski wie - Olsen ostatnim błyskotliwym ruchem zrestrukturyzuje i co prawda ona nie zniknie, ale będzie niższy procent w ojro, więc trochę niższa rata będzie, zatem się spokojnie da dojechać do końca kadencji na tym zrestrukturyzowanym zapasie. Wzrostowski dostanie medal geniusza finansów emerging markets, a lemingrad zapomni Olsenowi wszystkie afery, bo będzie miał na ratę we franku.
Brzmi prawdopodobnie? Chyba tak. Zezowaty nawet przypuszcza, że Olsen może z magikiem z Londynu w tym kierunku kombinować, ale istnieją ważniejsze przesłanki.
Olsen wciąga Polskę do kołchozu według planu
O ile opowieści o spadku stóp procentowych to typowe zagranie cinkciarzy dla tubylczych indian, sprawdzone wielokrotnie, ostatnio choćby w Grecji, której dziesięcioletnia kariera w eurostrefie skończyła się piękną grecką katastrofą, zaplanowaną od samego początku, bo powożenie zaprzęgu osła z wołem zawsze kończy się w rowie, spytaj pierwszego z brzegu wieśniaka watsonie, to nie jest oczywiście główny motyw tej gwałtownej miłości dla biednego kraju nad Wisłą.
Pora sobie uświadomić, że faktyczne zjednoczenie Europy, perturbacje którego obserwujemy w roli królików doświadczalnych, jest planem politycznym, kontynuacją starego planu IV Reszypospolitej, skupionej wokół centralnych Niemiec. Orężem tego faktycznego podboju, w odróżnieniu od poprzednich prób, jest ekonomia, a konkretnie wspólny pieniądz, trzymany żelazną ręką w EBC we Frankfurcie n. Menem, czyli największej centrali bankowości komercyjnej na kontynencie. Ten globalny kapitał dyktuje kolejne etapy scenariusza zjednoczeniowego i - skoro narzędziem obecnej operacji jest pieniądz, który on kontroluje [a kontroluje, bo go emituje] - operacja jest dla niego bardzo prosta, nie musi się przejmować ruchami wojsk, rozłamami, zamachami itp. Wystarczą stopy procentowe i kredyty. Jest tylko jeden warunek: terytorium podbite musi się faktycznie przyłączyć do strefy walutowej. Musi zrezygnować ze swojej suwerenności monetarnej [Olsen suwerenność fiskalną już poddał za damski.... w pakcie fiskalnym].
Pora to sobie uświadomić: przyjęcie euro to ostateczne i nieodwołalne zrzeczenie się suwerenności, jakakolwiek tu pozostała, bo wszystko będzie decydowane we Frankfurcie oraz w branch office Bruxelles. Nie byłoby źle, gdyby nie to, że Polskę z racji peryferyjnej struktury produkcji i konsumpcji nieodwołanie czeka los Grecji, czyli kraju który w ramach IV Rzeszypospolitej zostanie zlicytowany, czyli przejęty ZA GROSZE, ponieważ komornik nie pyta dłużnika o zdanie.
To jest prawdziwa, jedyna, sensowna przyczyna gwałtownej miłości Makreli i Brukseli do "biednej Polski" w euro. Wciągną ją tam za darmo, dadzą Olsenowi i bandzie złodziei sute dary, po to tylko, żeby ten plan przeprowadzić, bo został opracowany z udziałem kanclerza Kohla w latach '80, a kanclerz Kohl jest przyjacielem bankierów internacjonalnych oraz niemieckim patriotą. Olsen zresztą też. Dlatego wciągnie Polskę do ojrokołchozu, choćby miał się skichać. Więc niech się skicha. Na pohybel.
Sam sie przekonasz watsonie, obserwuj. Na maginesie warto wspomnieć na los Grecji, bo darem ofiarnym na początek była olimpiada w Helladzie, która co prawda kosztowała co najmniej dwa razy za dużo, aby zaprzyjaźnione firmy mogły zaksięgować radość z przyjęcia nowej waluty. Ciekawe jakie dary olimpijskie przewidziano dla Olsena we Frankfurcie? Według zezowatego nie przewidziano nic, bo Olsen dostał z Berlina rozkaz przyspawania Polski do kołchozu na krzywy ryj. Oto prawdziwa miara upodlenia. Greccy macherzy przynajmniej zarobili na swojej zdradzie na emerytury, Olsen robotę ma wykonać za darmo.
Spieszmy się z piciem wspaniałego wina dEnatURatO, bo się ciemno robi!...
[Powinniśmy w tym doganiać i...] Dogonimy Europę!... USA to nasz niedościgły wzór!... Prokonsumpcyjna ekonomia [i wynikłe z tego długi, wyobcowanie z Natury/zagłada, w tym samozagłada...] jest najlepszym rozwiązaniem dla [jeszcze...] żywych istot!... Media są niezależne i piszą prawdę!... Słuchanie i podporządkowanie się rządzącym jest jedynie słuszne!...
DOTYCHCZAS RZĄDZĄCY ZNAJĄ SIĘ NA RZĄDZENIU/KIERUJĄ SIĘ WŁAŚCIWYMI WZORCAMI I WYTYCZAJĄ, OSIĄGAJĄ WŁAŚCIWE CELE... JESZCZE NIKT NIE WYMYŚLIŁ LEPSZEGO USTROJU OD DEMOKRACJI!...
Wieloletni deficyt budżetowy, a szczególnie wysokie koszty zjednoczenia Niemiec spowodowały, że zadłużenie tego kraju jest rekordowe i wynosi ponad 1,5 bln euro (co odpowiada 18 tys. euro/mieszkańca). Jednak to zadłużenie jest dziś realnie większe, bo do tego należy doliczyć przewidywane zobowiązania państwa wobec przechodzących na emeryturę pracowników sfery budżetowej w randze urzędnika (są one płacone bezpośrednio z budżetu, a nie przez ubezpieczenia emerytalne) i do 2012 sumują się na kolejne 4 do 5 bilionów euro (źródło: Bund der Steuerzahler). Obsługa niemieckiego za¬dłużenia, duże i ciągle rosnące koszty systemu opieki zdrowotnej i emerytalnego, a także bezrobocie, to dziś największe problemy niemieckiej gospodarki[5].
Mniej zadowalająco kształtuje się niemieckie zadłużenie, które osiągnęło w styczniu 2006 nowy rekordowy stan: 1,49 biliona euro = ok. 5,81 bilionów PLN, co odpowiada ok. 18 tys. € = ok. 70 tys. PLN na głowę mieszkańca. Do tego dochodzą przewidywane zobowiązania państwa względem przechodzących na emeryturę pracowników sfery budżetowej w randze urzędnika, które płacone są bezpośrednio z budżetu, a nie przez ubezpieczenie emerytalne i do 2012 sumują się na kolejne 4 do 5 bilionów euro (źródło: niem. Bund der Steuerzahler). Od początku istnienia RFN wszystkie jej budżety były z deficytem. Jednak od 2009 roku Niemcy planują zmniejszać swój dług narodowy w relacji do PKB. Obecne zadłużenie Niemiec odpowiada około 110% PKB, podczas gdy kwotowo wyższe zadłużenie Stanów Zjednoczonych wynosi 10 bilionów dolarów (stan na 2009 r.) i również kwotowo wyższe zadłużenie Japonii 160% (ok. 7 bln dolarów), w odniesieniu do PKB niemiecki dług jest porównywalny do większości krajów wysoko rozwiniętych. Zadłużenie i związane z nim odsetki, rosnące koszty systemu opieki zdrowotnej i emerytalnego, jak również bezrobocie (ok. 3,37 mln bezrobotnych), stanowią poważny problem finansowy i tym samym gospodarczy. Niemcy nie dotrzymywali od kilku lat, podpisanych w Maastricht, kryteriów konwergencji (dotyczących stabilności euro). Dla ratowania finansów państwa przeprowadza się od lat cięcia w systemach ubezpieczeń społecznych, co jednak tylko w nieznacznym stopniu poprawiło sytuację.
Liczba zatrudnionych w niemieckim przemyśle wykazuje od lat tendencję spadkową. Każdego dnia z Niemiec przenosi się ok. 1500 miejsc pracy (ok. 500 000 rocznie) do krajów Europy Wschodniej i Azji. Mimo tego, przemysł wnosi ok. 30% do PKB, a jego podstawową gałęzią jest motoryzacja i związane z nią branże. Od podpisania protokołu w Kioto, podejmuje się starania dla zmniejszenia emisji dwutlenku węgla do atmosfery, choć z drugiej strony w 2002 roku przyjęto ustawę o stopniowej likwidacji elektrowni jądrowych. Jednakże już po kilku latach, w 2009 roku rozpoczęto proces uchylania tej ustawy, a w 2010 r. rząd federalny pod naciskiem społeczeństwa wydłużył okres eksploatacji bloków jądrowych z 32 do 60 lat[24].
Gospodarka niemiecka silnie odczuła światowy kryzys finansowy. W lutym 2009 odnotowano spadek produkcji przemysłowej w ujęciu rocznym o 20,6%. Był to szósty kolejny miesięczny spadek (w stosunku do stycznia 2009 o 2,7%)[25].
Cichaczem wprowadzają ustawę na mocy której zagraniczni żołdacy będą do nas mogli strzelać:
„Art. 8. 1. Zagraniczni funkcjonariusze biorący udział we wspólnych operacjach mają prawo do:
1) noszenia munduru służbowego;
2) okazywania legitymacji służbowej;
3) wwozu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i posiadania broni palnej, amunicji oraz materiałów pirotechnicznych i środków przymusu bezpośredniego;
4) użycia broni palnej w sposób i w trybie określonych w ustawie z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji.”
W „uzasadnieniu” natomiast zapisano: „„Dotyczy to sytuacji, w których Rzeczpospolita Polska będzie potrzebować międzynarodowej pomocy w postaci interwencji odpowiednich służb, w przypadkach ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego, zapobiegania przestępczości, w trakcie zgromadzeń, imprez masowych, klęsk żywiołowych, katastrof oraz innych poważnych zdarzeń.”
Jeśli my sami nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa to już jest bardzo źle, to raz a dwa to legalnie można wprowadzić obce siły zbrojne w celu okupacji.
Większość "stanów" południowych (poprawne tłumaczenie słowa stan to PAŃSTWO) są biedne i pozostaną biedne bo straciły najlepsze narzędzie ekonomiczne - własny pieniądz.
Gdyby nie pompowanie pieniędzy federalnych, tworzenie miejsc pracy przez lokowanie u nich baz wojskowych, stoczni wojennych itd. to ich sytuacja była by jeszcze bardziej żalosna, oczywiście porównując do sytuacji wiekszości stanów północy, czyli byłych państw północy.
Nie mając własnej waluty, nie są konkurencyjne. Nawet polityką podatkową nie są w stanie przyciągać biznesów (choć próbują). Największym składnikiem podatku jest podatek federalny, więc zmniejszając sam podatek stanowy nie zdziałają wiele. Zresztą nie da się podatku stanowego ciąć do spodu, bo trzeba by zamknąć wszystkie instytucje i programy stanowe podatkiem tym finansowane.
Sprawa podobna do tej w Europie, gdzie Bruksela również w podatki zaczyna ingerować i ma apetyt na ich ujednolicenie (by broń Boże ktoś nie był konkurencyjny z Franc-Niemcami).
Tak więc nie mając własnej waluty, południowe stany są na zupełnej łasce budżetu federalnego i bogatszych stanów tzw. północy. Choć zabrzmi to niewiarygodnie, to proszę mi wierzyć że ogromna masa mieszkańców wielu z tych stanów żyje na niższym poziomie niż przeciętny Polak. I tak już chyba pozostanie, jeśli im nie tryśnie nagle ropa albo inne bogactwo naturalne.
Sprawa do przemyślenia przez każdego zwolennika przyjęcia przez Polskę wspólnej waluty.
antyBLOG